środa, 5 czerwca 2013

Do napisania tego rozdziału zainspirował mnie utwór Watch me bleed od Scary Kids Scaring Kids. 

 

Rozdział 16

  Obudziłem się nad ranem. Właśnie świtało, a za oknem była ulewa. Wszystko mnie bolało i było mi przeraźliwie zimno, mimo iż byłem przykryty.
  Nie chciałem wracać do wspomnień ze wczoraj, ale było to nieuniknione. Nagle moje ciało przeszedł spazmatyczny szloch i rozpłakałem się na dobre.
  Płakałem tak bardzo długo. Nie mogłem się pozbierać. Miałem wrażenie jakby trwało to miesiące, a ktoś wbijał we mnie gwoździe. Tak bardzo to bolało. Wszystkie "rany", które zdążyły się już zabliźnić, znów krwawiły.
  Spojrzałem na zegarek. Dochodziło południe. Nie mogłem sobie przypomnieć jaki jest dzisiaj dzień tygodnia, daty tym bardziej. Wstałem, ubrałem się i wyszedłem z pokoju. Było mi cholernie zimno, ale zignorowałem to.
  Mama akurat kończyła rozmawiać przez telefon. Oczy miała czerwone, jakby przed chwilą płakała. Już chciałem zapytać co się stało, ale wyprzedziła mnie.
- Lepiej usiądź. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Co się stało?! - niemal krzyczałem, nawet nie zamierzałem usiąść.
- Kochanie, tak mi przykro - załkała. - Dominik w nocy popełnił... samobójstwo...
  Mówiła dalej, ale nic z tego do mnie nie dochodziło. Poczułem jakby ktoś wyrwał mi serce. Mój umysł uparcie bronił się przed tą informacją, ale i tak ból był nie do opisania.
  Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Czułem tylko cierpienie. Moje myśli zlewały się w jedno. Nie miałem pojęcia, czy jeszcze stoję, czy moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Łapczywie wdychałem powietrze, żeby ugasić ogień w środku, ale nic to nie dawało. Pożar nie był prawdziwy.
  Po jakimś czasie, który zdawał się trwać godziny odzyskałem świadomość. Leżałem na kanapie, zapewne przeniesiony tam przez matkę.
  Gwałtownie wstałem i aż zakręciło mi się w głowie. Zachwiałem się, ale już chwilę później odzyskałem równowagę i wybiegłem z domu. Tak jak stałem, bez butów. Biegłem w tym deszczu i błocie, aż wreszcie opadłem z sił. Wywróciłem się i tak już zostałem leżeć.
  Takiego znalazł mnie Damian z Madzią. Podnieśli mnie i zaprowadzili do domu, a ja się temu poddałem. Myłem cały otępiały. Moja głowa odmówiła posłuszeństwa, nie wytrzymała tego wszechogarniającego mnie bólu. Dalej nic nie pamiętam.


***

  Przez miesiąc byłem otępiały. Nie słuchałem co się do mnie mówiło, ciągle nie wiedziałem w jaki sposób znalazłem się w danym miejscu. Z pamięci znikały mi całe godziny. 
  Jedyne co robiłem to chodziłem do szkoły i odrabiałem zadania. Na nic innego nie miałem siły. Na to z resztą też, ale to akurat musiałem. Chociaż codziennie przychodził Damian z Madzią i czasami także z Blue nawet ich nie słuchałem. Teraz także siedzieli obok mnie. 
  Nagle odezwał się Damian. O dziwo rozumiałem co do mnie mówi, choć w ostatnim czasie - z powodu swojego otępienia, sposobu w jaki radziłem sobie z tym ogromnym bólem - nic do mnie nie docierało.
- Oli, odezwij się. Błagam, bo zwariuję! To już trwa miesiąc. Jak tak dalej pójdzie, to wylądujesz w wariatkowie, a ja razem z Tobą - było słychać w jego głosie zdesperowanie.
- Damian ma rację. Prosimy, wróć do świata żywych. Nie możesz tak żyć wiecznie - rozpoznałem głos Madzi, zdecydowanie bardziej opanowany od Damiana.
- Jak się za chwilę nie odezwiesz, to ci obiecuję, że dostaniesz w pysk. Żeby nie było, że nie ostrzegałam - jakież to było podobne do Blue. 
- BLUE! - Wykrzyknęli w tym samym czasie Madzia i Damian.
- Uspokójcie się! - Sam nie dowierzałem, że to wydobyło się ze mnie.
  Madzię zamurowało, Blue zaczęła się śmiać (działa mi bardzo na nerwy), a Damian rozpłakał się i przytulił mnie. W jego ślady poszła także moja przyjaciółka. 
  Tego dnia zacząłem normalnie funkcjonować, ale ból towarzyszył mi nadal. Nie dało się o tym zapomnieć.


***

  Następnego ranka czułem się odrobinę lepiej, ale ból towarzyszył mi ciągle. Czułem się winny, uważałem, że to moja wina. Gdybym tam wtedy nie poszedł, Dominik nadal by żył.
  Na samą myśl o tym - załkałem.
  Czym prędzej odsunąłem to od siebie. Nie chciałem ciągle o tym myśleć. To za bardzo bolało. Rana, która powstała była jeszcze zbyt świeża. 
  Postanowiłem się ubrać. Zajrzałem do szafy i długo w niej grzebałem. Nagle do moich dłoni trafiła TA koszulka z Asking Alexandrii. TA, którą podarował mi tak dawno temu, gdy mój ojciec jeszcze żył. Gdy sam żył. Osunąłem się na podłogę i dosłownie ryczałem z bólu.
  Było to, tak dawno temu, a ja pamiętałem ten dzień jakby to było wczoraj. 
  Było to, dzień po tym, gdy ojciec mnie pobił i znów u niego spałem, bo bałem wracać się do domu.
  Było to, wtedy, gdy matka się mną jeszcze nie interesowała.
  Było to, jeszcze kiedy wszystko było w miarę na swoim miejscu.
  Było to, - choć to idiotyczne przypomnieć sobie o tym na tle tego wszystkiego - tego dnia, w którym ściął mi włosy. Były one teraz tej samej długości co wtedy.
  Niewiele myśląc podszedłem do biurka i wyrzuciłem całą zawartość szuflady na podłogę. Padłem na kolona i nie widzącymi do końca jeszcze oczami zacząłem szukać nożyczek. Zajęło mi dużo czasu zanim udało mi się je chwycić trzęsącymi się rękoma.
  Wstałem i spojrzałem w lustro, które wisiało w otwartych drzwiach szafy. Ręce w dalszym ciągu mi się trzęsły. Chwyciłem pierwsze pasmo swoich długich do połowy pleców włosów, przełożyłem je pomiędzy ostrza nożyczek i zacisnąłem na wysokości brody.
  Ciach. Pierwsze pasmo spadło na podłogę, muskając przy tym moje stopy. Powtórzyłem to z każdym następnym.
  Ostatnie cięcie. Włosy z przodu sięgały brody, ale z tyłu były bardzo krótkie. Miały długość paru centymetrów, nie więcej.
  Na podłodze i wokół moich nóg, leżały długie pasma moich włosów.
  W tym momencie do mojego pokoju wszedł Damian. Z szoku, aż przystanął w progu i wytrzeszczył oczy. Po kilku sekundach doszedł do siebie i wyrwał mi nożyczki z dłoni. 

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 15


- Wyglądasz zajebiście! - Zachwycał się Damian.
- No, nie wiem - byłem pełen wahania. - Wyglądam jakoś dziwnie w czarnych włosach.
- Dziwnie? Raczej: mrrr, ciasteczko - jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie - zamruczał.
- Wariat - mówiąc to, uderzyłem go ręką w klatkę piersiową. 
  Wycelowałem prosto w lewą pierś - miejsce serca. Przytrzymał moją dłoń, po czym delikatnie pocałował. Trwało to trochę, zanim to do mnie dotarło. Wyrwałem się, a widząc ból w jego oczach, spuściłem wzrok. 
- Przepraszam - powiedział stłumionym głosem.
- Nic się nie stało - chciałem go jakoś pocieszyć.
- Stało... Jestem skończony kretynem.
  Nie potrafiłem się na to patrzeć. Nie podejrzewałem nawet, że coś do mnie czuł. Niewiele myśląc, przytuliłem go.
- Oh - wyrwało mu się.
- Nie jesteś kretynem - puściłem go i spojrzałem mu w oczy. - Ale ja nadal coś czuję do Dominika. Miłość nie wygasa tak z dnia na dzień, nieważnie jak ta osoba bardzo cię skrzywdziła i jak bardzo byś tego pragnął. To by oznaczało, że tak na prawdę nigdy nie istniała. Mimo, że zranił mnie jak nikt inny. On się stara. Przychodzi do mnie, ciągle pisze i przeprasza. Choć ja nigdy nie chcę z nim rozmawiać, nie odpisuję.
- Chociaż spróbuj mu wybaczyć. Przecież ciągle go kochasz.
- Nie potrafię - mówiąc to po moich policzkach pociekły łzy. 
  Damian otarł je palcami i chciał mnie przytulić, ale w ostatniej chwili zrezygnował.  
- Idź do niego teraz - mówił bardzo cicho, a wyraz twarzy miał jakby sam za chwilę miał się popłakać. - To nie ma sensu, że oboje cierpicie. 
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - przerwał mi. - Jak chociaż nie spróbujesz, to będziesz tego żałował do końca życia.
- Chyba masz rację - skierowałem się do wyjścia. Już w drzwiach powiedziałem - Dziękuję.
  Całą drogę do Dominika miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem tak zapłakanego Damiana. Był moim przyjacielem. Mimo wszystko, sam kazał mi iść, choć tak wiele go to kosztowało. Źle się z tym czułem, ale nie mogłem nic poradzić. W tych rozmyślaniach, nie zauważyłem nawet, kiedy byłem już pod domem Dominika.
  Zdenerwowany, podszedłem do drzwi i nacisnąłem dzwonek. Po chwili drzwi otworzył Doni. Tak dawno nie myślałem o nim w ten sposób. Odkąd to wszystko się stało, ciągle myślałem o nim jako o Dominiku. 
- Cześć. Możemy pogadać? - Powiedziałem do niego, lecz patrzyłem na swoje buty. 
- Wejdź - odpowiedział i skierował się do swojego pokoju, a ja za nim. 
  Usiadł na kanapie, ale ja byłem zbyt zdenerwowany, żeby pójść w jego ślady. 
- Dlaczego przyszedłeś? Przecież, gdy ja przychodzę, to nie podchodzisz nawet do drzwi...
- Nie wiem... - odpowiedziałem, lecz on jakby tego nie usłyszał i kontynuował.
- ...Zawsze otwiera twoja matka i mówi, że nie chcesz ze mną rozmawiać, albo że cię nie ma. Swego czasu wyjeżdżała na mnie, że sam tego chciałem i że cię skrzywdziłem, że nie możesz się teraz pozbierać. Chyba się jej to już znudziło. Teraz zamyka mi po prostu drzwi przed nosem - przerwał, by po chwili zadać mi pytanie. - Jesteś w stanie mi zaufać?
- Na razie nie i wątpię, żeby kiedykolwiek było tak jak kiedyś. Ale zawsze można spróbować - nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. 
- Skoro nie potrafisz mi zaufać, to może lepiej już sobie idź. 
  Zamurowało mnie.
- Nie usłyszałeś? Idź sobie! - Wybuchnął. - Skoro nie może być tak jak dawniej, to jakie to ma sens? Wszystko zjebałem! Nie naprawimy tego! To niewykonalne. Idź sobie, nie chcę żebyś więcej do mnie przychodził. Sam nie wiem, czemu ciągle do ciebie chodziłem. Tu się już nic nie da zrobić. 
- Myślałem, że chociaż możemy spróbować. Ja się na prawdę staram ci wybaczyć. Ciągle cię kocham, ale to trudne.
- Nie wiadomo, czy w ogóle będziesz w stanie! Skoro nie potrafisz tego zrobić po tylu miesiącach, to to nie ma sensu! 
  Nie umiałem tego dłużej słuchać. Myślałem, że on się ucieszy z tego, że chcę spróbować naprawić to co sam zniszczył, a on na mnie nakrzyczał.
  Wyszedłem, a z moich oczu pociekły łzy. Na dworze zaczął padać deszcz, tak jakby płakał razem zemną.


*


  Nie spieszyło mi się do domu. Szedłem w deszczu kilka godzin. Szczękałem zębami z zimna, ale nie przeszkadzało mi to. Było już bardzo późno, kiedy wróciłem do domu. Nie zdarzyłem wejść na schody wejściowe, a drzwi otworzyła moja matka. 
- Dziecko, gdzieś ty był? Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Jak ty wyglądasz? Cały przemoczony. Będziesz chory...
  Mówiła cały czas, ale przestałem jej słuchać. Zaprowadziła mnie do łazienki, po czym wyszła i wróciła z kilkoma ręcznikami i suchymi ciuchami. Ani drgnąłem, żeby się wytrzeć i przebrać, więc podeszła do mnie i zaczęła ściągać mi sweter. Usłyszałem jak zachłysnęła się powietrzem, gdy zobaczyła te okropne blizny po cięciach. W tamtej chwili mnie to nie obchodziło. 
  Odwróciła się i napuściła wody do wanny. Ciągle coś do mnie mówiła, lecz jej słowa dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić.
- ... proszę, rozbierz się, wejdź do wanny. Oliwier, będziesz chory, jesteś lodowaty, strasznie przemarzłeś - miała bardzo zmartwiony i zmarnowany głos, osoby, która nie wie co ma robić. 
  Wyszła, a ja zrobiłem to, o co mnie prosiła. Co jakiś czas zerkała sprawdzić, czy się "przypadkiem" nie utopiłem. 
  Długo tak siedziałem. Woda była bardzo ciepła. Powoli do mojego ciała od czubków palców u stóp wracało ciepło. Zrobiło mi się za gorąco i wyszedłem. W samym ręczniku skierowałem się do swojego pokoju. Na suche ubrania, przyniesione przez mamę, nawet nie spojrzałem. 
  Zamknąłem drzwi, zrzuciłem ręcznik i nagi położyłem się na łóżku, opatulając się szczelnie kołdrą. Pociekło mi kilka łez, po czym z wyczerpania zasnąłem.


 


 


wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 14

  Damian kazał mi powiedzieć o tym Madzi. Stwierdził, że to przecież moja przyjaciółka od dziecka i nie mogę takich rzeczy przed nią ukrywać. Ja jednak odmówiłem. Tydzień później sam jej o tym powiedział. Byłem na niego zły. Przyszłą do mnie, nawet się nie przywitała i podciągnęła mi rękawy. Nie wiedziałem jak zareagować. Zamknąłem drzwi jej przed nosem i pobiegłem do swojego pokoju. Nie chciałem z nią o tym rozmawiać, ranić jej. Pociąłem się, pierwszy raz po nogach. Wyrysowałem na swoich nogach krwawe i głębokie kreski bólu.
 
*


  Początek czerwca. Jest gorąco i wszyscy chodzą w krótkich spodenkach, skąpych bluzkach. A ja zakładam długie spodnie, krótki rękaw. Z blizn na przedramionach zostały białe ślady wypukłe w niektórych miejscach. Nogi, ramiona i brzuch to miejsca, których nie odsłaniam. Jest wyryty na nich mój sekret. Wiedzą tylko Damian i Madzia. Nigdy nie zaczynają tego tematu, chyba czekają, aż ja zacznę. Nie doczekają się. Oddaliliśmy się od siebie. Przestałem mieć potrzebę mówienia im o wszystkim. Wiele zachowywałem dla siebie, nie chciałem ich po prostu martwić. Damian jednakże starał się przychodzić codziennie. Kończyło się to przeważnie na tym, że siedzieliśmy kilka godzin słuchając tylko muzyki. Jak najszybciej kończyłem każdy temat, który on zaczął.
  Zacząłem się inaczej też ubierać. Tak jak zawsze chciałem tylko, że wcześniej nie było pieniędzy, bo ojciec wszystko przepijał. Włosy miałem już do łopatek. Nie robiłem z nimi nic od tamtego razu...
  Rozmyślałem sobie słuchając Sed Non Satiata, z siedzącym obok Damianem, kiedy ten nagle się poderwał.
-Mam pomysł! - wykrzyknął.
-Mianowicie?
-Mówiełeś, że chciałbyś mieć czarne włosy no nie? - uśmiech na jego twarzy był co najmniej niepokojący.
-Tak, ale dlaczego się tak ekscytujesz? - w tym momencie dotarło do mnie do czego on zmierza. - Czy to jest to o czym ja myślę?
-Tak! Może w końcu jakoś ci się troszkę poprawi nastrój - brzmiał jak rozemocjonowane dziecko. - Mam w domu jakąś czarną farbkę. Chodźmy do mnie.
-Co ci zależy?
-Nie chcesz?
-Chyba chcę.
-To to chodź - i już ciągnął mnie za drzwi.
  Założyłem buty i wyszliśmy. 



Wybaczcie, brak weny... -.-'

środa, 27 marca 2013

Przepraszam za utrudnienia. Aleks- Damian. Zmieniłam imię :)

Rozdział 13

  Zbliżały się święta (czytaj: czas sztucznych uśmiechów i udawania szczęścia). Mimo upływu czasu nadal nie potrafiłem pogodzić się z tym jak potraktował mnie Dominik. Tak bardzo mnie skrzywdził, a ja nadal go kochałem, tęskniłem i nie umiałem sobie poradzić. Większość moich myśli dotyczyła jego. Starał się. Ciągle dzwonił, pisał, przychodził. Ja nie miałem jednak ochoty na spotkania z nim, czy jakikolwiek kontakt. Rany były zbyt świeże i bałem się, że gdy tylko go zobaczę to rozpadnę się na kawałeczki. Mama się uspokoiła i już mnie tak nie kontrowała. Niby się cieszyłem, ale... jej błąd.
  Zacząłem się ciąć. Był to przypadek. Szukałem czegoś w kuchni i natknąłem się na żyletkę. Wziąłem ja ze sobą, a wieczorem naszła mnie głupia myśl, którą zrealizowałem. Dwadzieścia trzy delikatne kreski. Więcej niż to trzydziestu jak na razie nie doszedłem. Miałem nadzieję, że nie będzie gorzej, choć w sumie pomagało. Przyjaciele nic nie wiedzieli nie chciałem ich martwić. Sami się w końcu i tak mieli dowiedzieć.
 

*

  Luty. Patrzę przez okno i śnieg ciągle pada. Spoglądam na rękę i krew cieknie. Nikt na dal nie wie. Nie odważyłem się nikomu tego powiedzieć, a teraz dochodzę nawet do stu trzydziestu na raz. Znów zerkam na rękę. Te na pewno ktoś zobaczy, bo dotychczas ciąłem nogi. Bałem się, ale sam sobie zgotowałem ten los.
  Nazajutrz w drodze powrotnej ze szkoły spotkałem Dominika.
-Oliwier, proszę porozmawiajmy.
-Nie. 
  Poszedłem dalej, a on za mną. Może miał nadzieję, że się rozmyślę. Całą drogę do domu płakałem i niczego tam bardzo nie chciałem jak w końcu się w nim znaleźć. Ewentualnie, żeby przestał za mną iść.
  Prawie biegłem, gdy wszedłem szybko zatrzasnąłem za sobą drzwi i nie zdejmując nawet butów, czy kurtki z siebie położyłem się na łóżku i zacząłem płakać dużo bardziej niż wcześniej. Miałem ochotę chwycić żyletkę, ale wiem, że nie mogłem. Mama była w domu, w każdej chwili mogła wejść, a Damian miał dzisiaj przyjść.
  Nie byłem w stanie się ogarnąć. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju, poczułem jak siada na łóżku, potem jak głaszcze mnie po włosach i po policzku. Przez łzy zobaczyłem, że to Damian, który palcem mi je ściera. Podał mi chusteczki, a ja wytarłem noc. Gdy już siedziałem czule mnie przytulił. Gdy zaczął mi szeptać do ucha, że "wszystko będzie dobrze" poczułem się jak małe zagubione dziecko. Nie chciałem, aby wypuszczał mnie ze swoich objęć.
-Co się stało? - Po dłuższym czasie spytał.
-Spotkałem dzisiaj Dominika - głos mi się załamał.
  Nie zdarzył zareagować na to co powiedziałam, gdy nagle zobaczył moje ręce. Nawet nie zauważyłem kiedy podwinął mi się rękaw bluzy.
-Co to jest?! - Prawie krzyknął jednocześnie chwytając gwałtowanie moją rękę.
-Nie ważne - zdołałem odpowiedzieć, choć zapewne nawet to tak nie brzmiało.
-Co ty wyprawiasz? Będziesz się krzywdził przez jakiegoś idiotę, który na ciebie nie zasługuje? - Prawie płakał.- Kochany nie rób tego. Jest tyle osób dla, których jesteś na prawdę ważny. Dlaczego to robisz? Proszę... - nie był w stanie dokończyć, łzy pociekły mu po policzkach.
  Tym razem to ja go przytuliłem. Myślałem w tamtej chwili: jak ja mogłem go tak  w ten sposób skrzywdzić?

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 12

  Dobiegałem już do domu, nawet nie pamiętam jak. W pewnej chwili się wywróciłem. Nie wstałem tylko zacząłem płakać, wręcz wyć z bólu. Padał deszcz, lecz ja nie czułem zimna. Potrafiłem skupić się tylko na swoim cierpieniu.
  Po chwili znalazł mnie tam Dominik. Widziałem w jego oczach łzy. Podniósł mnie, po czym ja mu się wyrwałem i pobiegłem do domu. Drzwi były otwarte, więc wparowałem z trzaskiem i od razu zatrzasnąłem je na klucz. Skierowałem się od razu do kuchni, po czym przekopałem wszystkie szafki. Wziąłem do reki nóż i zacząłem ciąć swe nadgarstki.
  Nie myślałem o bólu, nawet go nie czułem. Chciałem zniknąć. Na zawsze.
 
 
*

  Obudziłem się w szpitalu, cały podłączony do przeróżnej aparatury. Zauważyłem mamę za szybą. W tym momencie ona dostrzegła, że się na nią patrzę. Popłakała się i odeszła. Po chwili do sali, na której leżałem przyszedł lekarz. Mówił coś do mnie, ale nie rozróżniałem słów, a myśli mi się plątały.
  Leżałem cały otępiały przez kilka dni. Tak mi się przynajmniej wydawało, czas mi się dłużył. Nie potrafiłem nawet za bardzo myśleć. Stworzyłem sobie mechanizm obronny, by nie zapaść się w sobie, gdy do końca wszystko do mnie dotrze.
  Ostatecznie nie wiem ile czasu spędziłem w szpitalu. Chcieli umieścić mnie w szpitalu psychiatrycznym, ale mama tak protestowała, że ostatecznie miałem mieć tylko wizyty u psychiatry. Codziennie, jeśli weekendów nie liczyć.
*

  Minął miesiąc. Otępiałość ciągle mi towarzyszyła. Zdarzało się, że znikały mi całe dni z pamięci. Do szkoły nie chodziłem i na razie nie zamierzałem. Nie byłem w stanie. 
  Madzia, Aleks, i Blue przychodzili wielokrotnie, ale zawsze bez skutku. Siedzieli przy mnie, usiłowali rozmawiać, ale nic z tego nie wychodziło. Tak samo z tym psychiatrą. Prawie wcale się nie odzywałem. Stwierdził u mnie depresję, ale ameryki to on nie odkrył. Na terapię przestałem chodzić, iż uznał, że on mi nie pomorze jeśli sam nie będę chciał współpracować. Przepisał mi asentra i kazał przychodzić, gdy tylko tabletki mi się skończą.
  Najbardziej bolało to mamę. Pilnowała, abym brał pigułki, ale gdy tylko udałem, że je połknąłem to szedłem do swojego pokoju i je wypluwałem. Czułem po nich dziwną wesołkowatość, która działała mi na nerwy. To już wolałem wiecznie czuć ból i pustkę w sercu. W nocy ciągle wchodziła mi do pokoju, aby sprawdzić, czy sobie czegoś przypadkiem nie zrobiłem. W jej oczach ciągle był ogromny smutek, a we mnie poczucie winy, że tak ja krzywdziłem.
 

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 11

  Dominik cały czas obwiniał się za to. Nie potrafiłem wybić mu tego z głowy. Było to denerwujące. On dołował się z powodu czegoś, czemu nie był w ogóle winny.
  Do szkoły mogłem iść po tygodniu. Ręce nadal były w bandażach, sińce już trochę zbladły. Powili robiły się żółte. Bardzo polubiłem też Blue i jej brata Aleksa.
  Blue miała długie, postrzępione i niebieskie włosy. Zawsze miała na sobie coś niebieskiego. Była dużo wyższa od swojego brata i bardzo chuda. Miała metr osiemdziesiąt i zamiłowanie do obcasów. Wysokich. Jej brązowe oczy zakrywały niebieskie szkła kontaktowe. Oczy zawsze miała obrysowane eyelinerem i nie obchodziło ją zdanie nauczycieli na ten temat.
  Aleks bardzo się od niej różnił. Włosy miał farbowane na czarno, wystrzępione, z grzywką na oczach. Sięgały mu do obojczyków. Był wyższy ode mnie, ale nie dużo. Nie był zbyt chudy, ale też nie za gruby. Tak w sam raz. Oczy miał szare, które po szkole podkreślał czarną kredką. Ubierał się głownie na czarno i miał zawsze pomalowane na ten kolor paznokcie. Trzeba mu było przyznać, że był piękny. Wyglądał tak jak ja zawsze chciałem.
  Oni, ja i Madzia byliśmy bardzo wyśmiewani w szkole. Najbardziej obrywało się mi za bycie homoseksualnym. Nie rozumiałem ich zachowania. Nie powinno ich obchodzić kogo kocham.
  Po szkole zawsze szliśmy gdzieś razem, lub byłem u Dominika. Nie wiem czemu, ale żadne z nich go nie polubiło. Jednak nikt mnie nie przekonywał do swoich racji. Jak się potem okazało zrobiłem głupotę, bo miałem na oczach różowe okulary.
  Przez pierwszy miesiąc pod wyjścia ze szpitala byłem bardzo szczęśliwy. Nie przeszkadzało mi nawet wyzywanie innych. Kochałem Dominika, mama bardzo się zmieniła, miałem nowych przyjaciół. I wszystko się układało wspaniale, aż do tego deszczowego dnia. Był to piąty października.
  Po szkole miałem iść z Madzią do kina, ale się rozchorowała. Blue i Aleks mieli jechać do ojca. Postanowiłem więc, że odwiedzę Dominika. Zadzwoniłem do drzwi, ale nikt mi nie otworzył mimo, iż było słychać głośną muzykę. Pomyślałem, że jest w domu i pewnie nie słyszy. Nacisnąłem na klamkę i drzwi się otworzyły. Wszedłem po schodach do jego pokoju, zapukałem i wszedłem.
  Tego co tam zobaczyłem nigdy bym się nie spodziewał. Dominik nagi leżał z innym chłopakiem. W szoku przystanąłem, a w moich oczach pojawiły się łzy. Wtedy mnie zauważył, szybko się zerwał z łóżka ku zaskoczeniu swojego partnera. W tym momencie wybiegłem.
  Cały zapłakany pobiegłem w stronę domu.
 

środa, 13 lutego 2013

 Rozdział 10


 Obudziłem się w szpitalu. Całe ręce miałem podłączone do przeróżnej i irytującej aparatury. Chwilę potrwało zanim doszło do mnie dlaczego tu jestem. Moje ciało było pokryte opatrunkami, bandażami. Z ulgą przyjąłem, że brak gipsu, ale po całych sinych żebrach [byłem przykryty tylko do pasa] podejrzewałem, że są połamane. Bolało, ale zdecydowanie nie tak jak wtedy...
  Zacząłem się nagle zastanawiać co z Dominikiem, Madzią, a nawet z mamą. Ile tu już leżę?
  Nie musiałem długo czekać, aż do sali wszedł Doni. Na mój widok uśmiechnął się, ale jednocześnie miał łzy w oczach. Nic nie mówiąc podszedł do łóżka i objął dłońmi moją twarz. Skrzywiłem się, trochę zabolało.
-Przepraszam kochanie - od razu zareagował, a po jego policzkach zaczęły płynąc łzy.
-Czemu płaczesz?
-Gdybyś ty się widział... -spuścił głowę.
  W tym momencie, zrobiłem to co on zawsze, czyli podniosłem jego twarz. Zabolało mnie to, ale tak naprawdę to każdy ruch sprawiał mi ból.
-Nie możesz płakać, zrozumiano?
-Ale on mógł cię zabić! -wybuchnął i zaczął płakać jeszcze bardziej.
-Jestem tu i nic mi nie jest.
-Nic ci nie jest?! -
  Było widać, że nie potrafi się opanować, więc po prostu go przytuliłem. Musiałem zacisnąć zęby, żeby nie zawyć z bólu.
  W tej chwili do sali weszła mama. Była cała zapłakana. Podeszła do łóżka i położyła Dominikowi rękę na ramieniu, a drugą pogłaskała mnie po policzku.
-Dlaczego wy wszyscy płaczecie? Przestańcie! Nic mi nie jest! - nie powstrzymałem się i wybuchłem.
-On mógł cię zabić... -matce załamał się głos.
-Żyję!
-Twój ojciec nie.
-Że co?
- Po tym jak cię pobił poszedł i pijany wpadł pod koła samochodu -odpowiedziała, bez żadnych emocji w głosie.- Ja go chować na pewno nie będę. Niech to zrobi jego mamusia. Po tym co zrobił tobie, wręcz się z jego śmierci cieszę.
  Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. Nie było mi go szkoda. Po tym co robił mi i matce nienawidziłem go. Zaskoczyła mnie jej nagła odmiana.

*
  W szpitalu byłem jeszcze tydzień, czyli łącznie dziewięć dni, bo dwa byłem w śpiączce. Codziennie odwiedzał mnie Dominik z Madzią. Mama przeszła jakąś dziwną odmianę. Zaczęła się mną interesować.
  Rok szkolny już trwał, ale ja jeszcze iść nie mogłem przez przynajmniej osiem dni. Musiałem leżeć ze względu na żebra. Chyba zaczął się dla mnie nowy rozdział.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 9


  Rozmyślałem tak sobie o przeszłości jednocześnie kierując się do parku na spotkanie z Dominikiem. Przez ostatni rok troszkę się zaczęliśmy kłócić, ale przecież bez tego związek jest niemożliwy. Na razie nie mieliśmy jakichś poważniejszych kłótni i bardzo mnie to cieszyło. Ani nie lubiłem się kłócić, ani nie umiałem.
  Przystanąłem w umówionym miejscu. Czekałem może pięć minut, gdy objął mnie od tyłu i pocałował w kark. Momentalnie obróciłem się do niego przodem. 
-Witaj Miśku - wymruczał mi we włosy po czym ucałował mnie w usta, tym samym pozbawiając szansy przywitania się.
  Chwyciliśmy się za ręce i powolnym krokiem zaczęliśmy iść.
-To gdzie się kierujemy? - Powiedział po chwili.
-Przed siebie.
  Rozmawialiśmy o przyszłości. Jak to sobie wyobrażamy. Nie mogłem się doczekać kiedy zamieszkamy razem, ale na razie było to tylko gadanie. 
  Odprowadził mnie do domu około dwudziestej trzeciej. Chwilę staliśmy przed drzwiami. Byłem cały zestresowany, że nakryje nas ojciec, a to dobrze się by na pewno nie skończyło.
  Poczochrał moje włosy, delikatnie pocałował i odszedł. Jeszcze chwilę patrzyłem jak odchodzi choć wiem, że to akcja z tandetnych komedii romantycznych.
  Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do domu. Usłyszałem krzyki ojca więc jak najszybciej ulotniłem się do swojego pokoju.
  Nagle ojciec wparował z trzaskiem drzwi. Akurat stałem. Śmiejąc się popchnął mnie o ścianę tak, że bardzo mocno przywaliłem o nią głową. Okładał mnie pięściami, a ja nawet nie wiedziałem czym mu się znowu naraziłem. Następnie dostałem w szczękę, nos, brzuch. Przykucnąłem, skuliłem się i rękami zacząłem osłaniać głowę. Wtedy zaczął mnie kopać. Nagle poczułem, że z mojego nosa i wargi płynie krew, z oczu łzy. Nawet nie potrafię opisać tego bólu. Bił mnie często, ale nigdy nie, aż tak.
  Po jakimś czasie, który dla mnie ciągnął się w nieskończoność zaczął szarpać mnie za rękę i wywlókł z pokoju ciągnąc mnie po podłodze. Usłyszałem przeraźliwe krzyki matki. Otworzył drzwi i przeciągnął mnie po schodach w dół. Ledwie widzącymi od łez oczami zauważyłem, że moja koszulka była cała potargana.     
  Na dworze zdążyło zrobić się dużo zimniej i padał deszcz. Do okropnego bólu doszło jeszcze zimno. Matka nadal krzyczała, a on ciągle okładał mnie i kopał.
  Czułem się jakby upłynęły godziny. W końcu przestał i jakby nigdy nic, po prostu odszedł. Wtedy doskoczyła do mnie zapłakana matka, a ja zemdlałem, co było wybawieniem od bólu.
  

wtorek, 5 lutego 2013

  Rozdział 8



  Nigdy nie zapomnę początków kiedy starał się o mnie. Byłem wtedy w pierwszej klasie gimnazjum, a on w trzeciej. Już pierwszego dnia szkoły podszedł do mnie. Stałem wtedy z Madzią, oboje byliśmy przerażeni.
-Hej, pierwszoklasiści co? - zapytał nas.
  Byliśmy tak zaskoczeni, że żadne z nas nie było w stanie wykrztusić z siebie słowa.
-Ej, nie bójcie się. Ta szkoła tylko wydaje się taka straszna - wtedy zaczął się tak pięknie śmiać, że aż zaparło mi dech w piersi. - Jestem Dominik.
-Ja Madzia -odezwała się pierwsza i widząc, że ja zapomniałem języka w gębie postanowiła szybko odpowiedzieć za mnie. - A to jest Oliwier.
-Oh, jak ładnie. Od razu skojarzyło mi się z Oliver'em Sykes'em - uśmiechnął się słodko i nie potrafiłem przestać patrzeć się w jego piękne niebieskie jak niebo oczy.
-Bring Me The Horizon są świetni - wtedy odzyskałem swój język, ale nadal patrzyłem w mu oczy, mimo iż musiałem mocno zadzierać głowę do góry, bo przerastał mnie dużo ponad głowę.
-A jakże by inaczej - wtedy nauczyciele zaczęli wołać uczniów na salę gimnastyczną. - Niestety musimy iść. No cóż mam nadzieję, że spotkamy się jutro - po czym odszedł.
  Poszliśmy na salę gimnastyczną, potem do klasy. Nie słuchałem za bardzo co mówiła dyrektorka i wychowawczyni. Cały czas myślałem o Dominiku.
  Gdy wyszliśmy ze szkoły odezwała się Madzia.
-Fajny ten Dominik, co nie?
-Nie znamy go jeszcze za bardzo.
-Takie kity to wciskaj sobie komuś innemu. Za bardzo dobrze cię znam kochaniutki - uśmiechnęła się uroczo. - Widzę, że ci się spodobał.
-Ze co?
-Znam cię chyba od zawsze. Kocham cię jak brata. Nikt nie zna cię tak dobrze jak ja. I tak uważam, że masz zadatki na homoseksualistę. No i widziałam, jak na niego patrzyłeś, w dodatku cały czas o nim myślałeś.
-Skąd ty to wiesz?
-Już ci powiedziałam. Dobrze cię znam.
-Spostrzegawcza to ty jesteś.
-Ja? Na ogól nie zwracam uwagi co się dzieje dookoła mnie i ty już dobrze o tym wiesz, ale kocham cię, jesteś dla mnie najważniejszy i widzę takie rzeczy. Od dawna tak mi się wydaje, oczywiście możesz mnie za to zjebać, ale tak mi sie wydaje po prostu, no... - nagle jakby usłyszała sama co mówi speszyła się. - Przepraszam nie powinnam sie wtrącać. Nie jestem wszechwiedząca.
-Ale kiedy masz rację.
-Na prawdę?
  Po tym jak zapytała usłyszeliśmy za sobą wołanie. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć kto to jest.
-Zaczekajcie! - był to Dominik.
  Zatrzymaliśmy się i poczekaliśmy, aż do nas dobiegnie.
-Macie może czas? Przejdziemy się? -zapytał ledwie do nas dotarł.
-Ja nie mogę - odpowiedział Magda, ale odniosłem wrażenie, że zrobiła to celowo. Jak się okazało później tak właśnie było.
-Szkoda. A ty Oliwier?
-W sumie to mam czas... - odpowiedziałem zawstydzony.
-To ja się żegnam - powiedziała, po czym przytuliła mnie i odeszła. Zawołała jeszcze "Pa!"
  Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Madzia miała racje, spodobał mi się i to cholernie. Nie jestem w stanie odpisać co wyprawiał wtedy mój żołądek.
-To może pójdziemy do mnie? - zapytał przerywając ciszę.
-Dobra.
  Dalej szliśmy w milczeniu. Najwyraźniej nie tylko ja byłem wstydliwy.
  Po kilkunastu minutach doszliśmy do jego domu, wtedy nie zwróciłem uwagi nawet na niego, czy wygląd pomieszczeń. Jedyne o czym potrafiłem myśleć, to jego osoba i to czy się nie zbłaźnię.
  Gdy byliśmy już w jego pokoju usiedliśmy na tapczanie. Przez długi czas rozmawialiśmy o Bring Me The Horizon, Asking Alexandrii i zapoznał mnie z nowym zespołem: Suicide Silence. Lubił metalcore i deathcore więc nasza konwersacja głównie opierała się na tym. Bardzo miło mi się z nim gawędziło. Po jakimś czasie postanowiłem go o coś spytać.
-Dlaczego zagadałeś do mnie i Madzi?
-Eh, trudne pytanie... Madzia zaintrygowała mnie swoim wyglądem... - przerwał i juz myślałem, że nie skończy. Zrobiło mi się przykro. To ona mu się spodobała, a ja głupi myślałem, że.... - ale to tak na prawdę z twojego powodu podszedłem.
  Po tym jak skończył swoją wypowiedź, nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Spuściłem głowę. Miałem wtedy włosy długie prawie do ramienia i krótsze kosmyki opadły mi na twarz. On jak to do dzisiaj ma w zwyczaju palcem podniósł moją brodę, a włosy odgarnął i schował mi za uszy. 
  Wszystko potoczyło się potem szybko. Popatrzyliśmy sobie w oczy, a chwilę później zbliżył do mnie swoją twarz i delikatnie pocałował tak jakby dawał mi szanse na wyrwanie mu się, ale ja wcale nie chciałem tego robić.
  Wyczuwszy to, że nie zamierzam się odwrócić, pocałował mnie mocniej. Z większą pasją. Gdy się od siebie oderwaliśmy długo siedzieliśmy przytuleni do siebie nic nie mówiąc.
  Od tego czasu byliśmy praktycznie nierozłączni. No oczywiście po za szkołą, bo ukrywaliśmy się, więc od razu po szkole szliśmy do niego. Z Madzią oczywiście też się widywałem, często razem z Dominikiem.
  Powoli zakochiwaliśmy się w sobie.



Przepraszam, że do takie romansidło, ale obiecuję, że się rozwinie. Bądźcie cierpliwi!

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 7

  Minął miesiąc. Przestaliśmy ukrywać się z Dominikiem i cieszyło mnie to, jednak ludzie nie byli dla nas mili. Co rusz słyszeliśmy odzywki w stylu "jebane pedały" itp. Ale nie zraziło mnie to. 
  Madzia miała dzisiaj wrócić od babci. Nie widziałem jej całe wakacje, które już za dwa dni miały dobiec końca. Jakimś cudem matka w tym roku dała mi pieniądze na książki i zeszyty. Nie starczyło na wszystkie, ale zawsze coś.
  Do ojca wolałem się nie zbliżać, za każdym razem jak mnie widział, było to dla mnie tragiczne w skutkach.. Z resztą nie było to trudne. Większość czasu przesiadywałem u Dominika, wracałem wieczorem, a to czas, w którym ojciec wychodził się najebać i wiadomo, że wróci nad ranem, lub za parę dni. Jeśli już wracał to spał do południa. I tak codziennie. A matka ciężko pracowała, żeby było co do garnka włożyć i na rachunki starczyło. Jak się tak zastanowić to mimo wszystko nadal ją kochałem.
  Wtem do drzwi zadzwonił dzwonek. Poszedłem otworzyć. 
  - Cześć misiu!- zawołała Madzia i rzuciła mi się w ramiona.
  - Stęskniłem się!-
  Staliśmy tak chwilę tuląc się do siebie, a potem poszliśmy do mojego pokoju.
   -I jak było?
  -Tak sobie. Było fajnie. Widzę ją raz do roku więc bardzo się cieszyłam, mimo, że jest zrzędliwą staruszką to jest bardzo kochana. 
  -To fajnie, że ci się podobało. - Odpowiedziałem z uśmiechem.
  -A jak u ciebie, co?
  -Rodzice wiedzą, zadowoleni nie byli... Przestaliśmy się ukrywać z Donim więc w sumię jak na razie jest fajnie. - Mówiąc to przygryzłem wargę.
  -A podbite oko to skąd? - Słychać było w jej głosie, że bardzo ją to zmartwiło.
  -Ojciec... - Odpowiedziałem, nie chcąc się wdawać w szczegóły. Madzia była jedna z bardzo nielicznych bliskich mi osób, ale trudno było mi o tym mówić. 
  Nie odpowiedziała nic, tylko mnie przytuliła. Była wspaniała. Wiedziała, że słowa są tu zbędne, wielokrotnie jej opowiadałem o rodzicach. Ona to rozumiała. Jej ojciec także był alkoholikiem, niejednokrotnie ją bił gdy była mała. Któregoś dnia jej matka znalazła go martwego na podłodze.
  -To może przekaże ci jakieś dobre wieści? - Zapytała z wielkim uśmiechem.
  Była wysoką blondynką o bardzo jasnej cerze, wręcz białej i błękitnych oczach. Mimo wzrostu bardzo drobna i chudziutka. Urocza, pomocna i bardzo wrażliwa. Nie była jedna z tych głupich pustych laleczek. Wiedziała co to ból i cierpienie, ale mimo to nie załamywała się i starała się cieszyć z życia mimo, że jej to nie zawsze wychodziło. Zawsze się podnosiła.
  -A jakie to wieści? - Podchwyciłem jej entuzjazm.
  -Pamiętasz Karolinę?
  -Nie bardzo.- Przyznałem.
  -Blue.
  -Ah, ona. Trzeba było tak od razu.
  -Więc przenosi się do naszej szkoły razem z bratem bliźniakiem, którego chyba nie miałeś okazji poznać.
  -No, rzeczywiście nie poznałem go. Ale się cieszę! Widziałem ją tylko raz, ale zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie.
  -No jasne, że tak! Ona jest wspaniała. Będą chodzić z nami do klasy, więc w końcu będzie ktoś fajny.
  -Super!- Rozentuzjazmowałem się.
  -I wiem, z pewnych źródeł...
  -Czyli od Blue- przerwałem jej.
  Nie przejęła się i kontynuowała.
  -... że jej braciszek jest homoseksualistą.- Na jej twarzy zagościł wyraźny uśmiech. 
  -Dobrze wiesz, że kocham Dominika.
  -A ty dobrze wiesz, że go nie lubię i uważam, że zasługujesz na kogoś lepszego.
  -Ja go kocham!- Wykrzyknąłem oburzony.
  -Przepraszam, nie chciałam cię urazić- Wyraźnie było jej głupio.- Nic nie poradzę, że mnie drażni.
  -Jak tam sobie chcesz. Możemy porozmawiać o czymś innym?
  -Yhym.
  Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, ale głównie o muzyce. Słuchaliśmy tego samego więc konwersowało się świetnie. W dodatku mamy podobne charaktery i chyba dlatego tak świetnie się dogadujemy.
  Pod koniec rozmowy spytała.
  -A właśnie co się stało z twoimi włosami? Od razu mnie to zszokowało, ale wolałam najpierw obgadać ważniejsze tematy.
  -Jak widać znikły.
  -Ale czemu je ściąłeś?!
  -Już dawno chciałem to uczynić. Nie podobały mi się.
  Zaczęła bacznie mi się przyglądać.
  -Muszę przyznać, że wyglądasz uroczo. Ładniej ci.- Ucałowała mnie w policzek- Muszę już iść. To do poniedziałku.
  Wyszła i zostałem sam. Nie miałem nic do roboty więc poszedłem do łazienki się wykąpać. Zajęło mi to trochę dłużej niż zwykle, ale musiałem się odprężyć.
  Gdy skończyłem poszedłem do kuchni coś zjeść. Zrobiłem sobie kanapki z pomidorem i wróciłem do pokoju. Zacząłem się zastanawiać kiedy zadzwoni do mnie Alicja, moja siostra. Mieszkała w Holandii, więc mimo to, że bardzo mi zawsze pomagała nasz kontakt ograniczał się do jednego telefonu w miesiącu. Ostatnio dzwoniła dwa tygodnie temu. Bardzo za nią tęskniłem, ale cóż mogłem zrobić.
  Postanowiłem posłuchać muzyki. Komputer włączyłem już wcześniej, bo był już stary i bardzo wolno się załączał, nie mówiąc już o połączeniu z internetem.
  Puściłem sobie Eyes Set To Kill. Madzia zawsze śmiała się, że powinienem należeć do subkultury emo tak jak ona. Uważała, że pasuję, a ja sam w sumie się tak czułem, a muzykę tą, to już w ogóle kochałem.
  Ale, co z czuciem się tak, skoro nie ubieram się w ten sposób. Chociażbym bardzo chciał, nie stać mnie. Madzia uważała, że ważniejsze jest to czego słuchałam i jaki jestem, ale ja znowu twierdziłem, że ubiór też jest ważny. No, cóż, może kiedyś.