wtorek, 27 listopada 2012

 Rozdział 5. 

 

Na samą mysl o powrocie do domu mnie skręcało. Nie chciałem wracać, balem się ojca. Toksyczna rodzina. Od rozmyślania na ten temat, aż brzuch mnie rozbolał z nerwów. W tym samy momencie przerwał mi Dominik. 
-Chcesz zostać na noc? - jedno trzeba mu przyznać, zawsze wie co powiedzieć. 
-Nie wiem...
-Zostań. Nie wiadomo co twojemu ojcu znowu przyjdzie do głowy. Ten człowiek jest nienormalny. 
-No, może i tak, ale jak nie wróce do domu na noc to następnego dnia może być jeszcze gorzej. Co mam w ogóle do domu nie wracać?
-Fakt, ale i tak wolałbym, żebyś został u mnie. - nadal nalegał.
-I tak nic to nie da. W końcu będę musiał tam wrócić. Raz zostanę, ale przecież nie mogę u ciebie zostawać w nieskończoność.
 Przerwaliśmy dyskusje. Żaden z nas nie wiedział co powiedzieć. Po długiej ciszy Dominik się odezwał.
-A może byś tak poprosił swoją siostrę, czy mógłbyś u niej zamieszkać?
-Zwariowałeś? Ona ma własne życie, małe dziecko i jest świeżo po ślubie. Mam ją tak nagle o coś takiego poprosić? Nie, to nie wchodzi w rachubę. Nie będę zwalał jej się na głowę. - pomyślałem, że zwariował - Ten pomysł jest absurdalny. W dodatku mówiłem ci już, że ona wyjeższa
-Ah, no tak. Zapomniałem.
 Przytuliłem się do niego.
-Wiem, że chcesz dobrze, ale ja nie mogę tak. Nie smuć się z mojego powodu. Wiesz, że cię kocham?
-Ja ciebie też. 
-Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. I najwspanialszą. 
-Moje kochanie .
 W tym momencie się pocałowaliśmy.

*

 Znowu leżeliśmy obok siebie. Nie potrzebowaliśmy nic mówić. Wystarczała nam własna obecność. Ale jak to zwykle z nami bywa po chwili już spaliśmy.
 Obudziliśmy się nad ranem, około siódmej. Dominik wstał, żeby się ubrać, ja oczywiście nie miałem w co się przebrać. Założył potargane, czarne jeansy jak to miał w zwyczaju i białą koszulkę na ramiączkach z napisem DROP DEAD. No tak, go było na takie ciuchy stać. 
 Gdy już to na siebie założył, zaczął szukać czegoś na dnie szafy, a mnie nie bardzo obchodziło czego. 
 Po chwili podszedł do mnie z ciuchami. 
-Masz, powinny pasować. Ja je mam za małe. -powiedział z uśmiechem.
-Nie przesadzaj.
-Zakładaj i nie marudź. 
-Eh.
 Wziąłem od niego rzeczy i założyłem. Nie uśmiechało mi się to, czułem się z tym dziwnie, ale gdybym tego nie zrobił pewnie męczył by mnie jeszcze z godzinę. Muszę przyznać, że bardzo podobało mi się to co mi podał. Zawsze chciałem się tak ubierać, tylko, że nie było mnie na to stać. Dał mi tradycyjne już swoje potargane jeansy [których miał chyba z 10 par, nie licząc tych, w które już się nie mieścił] i czarną koszulkę z Asking Alexandri.
-No teraz to wyglądasz jak corowiec, albo emo,  skarbie - to mówiąc puścił do mnie oczko.
-Tylko, że te włosy troszkę w tym przeszkadzają. 
-Zawsze można to zmienić. - uśmiechnął się do mnie łobuzersko. 
-Czy ty mi coś sugerujesz? - zapytałem, mimo iż dobrze wiedziałem o co mu chodziło.
-Tak. Więc jak? 
-Nie wiem. 
-To się zdecyduj. To proste. 
-No, nie wiem.
-To co robisz?
-Eh, idź po nożyczki zanim się rozmyśle. 
-Już. - ledwie to powiedział, już go nie było.
 Zacząłem się denerwować, ale chciałem tego.
 Po chwili wrócił z nożyczkami i grzebieniem.
-Dobra, usiądź na krześle - polecił.
 Jak powiedział, tak zrobiłem.
-Mogę ci zaufać, co? -zapytałem.
-Tak. - słychać było, że jest lekko urażony. - Widziałeś sam, jak obcinałem paru kumpli, i że wszyscy wyglądali zajebiście, więc mnie nawet nie denerwuj.
-Dobra, dobra, nie oburzaj się tak kochanie. 
 Nic nie odpowiedział i zaczął ścinać moje włosy. Po chwili z długich do ponad połowy pleców zrobiły się krótsze niż do ramienia. Moment później zabrał się za grzywkę. Długo tak krzątał się jeszcze na de mną.
-No dobra, chyba skończyłem.
-Mam się bać? - spytałem z uśmiechem, jednak w środku bardzo zdenerwowany.
-Nie irytuj mnie, dobrze? Wyglądasz zajebiście! - prawie wykrzyknął - No idź się zobaczyć, bo chcę się dowiedzieć jak ci się podoba! - niecierpliwił się. 
 Podszedłem do lustra. Wiedziałem, że to ja, mimo to siebie nie poznawałem. 





  

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz