piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 11

  Dominik cały czas obwiniał się za to. Nie potrafiłem wybić mu tego z głowy. Było to denerwujące. On dołował się z powodu czegoś, czemu nie był w ogóle winny.
  Do szkoły mogłem iść po tygodniu. Ręce nadal były w bandażach, sińce już trochę zbladły. Powili robiły się żółte. Bardzo polubiłem też Blue i jej brata Aleksa.
  Blue miała długie, postrzępione i niebieskie włosy. Zawsze miała na sobie coś niebieskiego. Była dużo wyższa od swojego brata i bardzo chuda. Miała metr osiemdziesiąt i zamiłowanie do obcasów. Wysokich. Jej brązowe oczy zakrywały niebieskie szkła kontaktowe. Oczy zawsze miała obrysowane eyelinerem i nie obchodziło ją zdanie nauczycieli na ten temat.
  Aleks bardzo się od niej różnił. Włosy miał farbowane na czarno, wystrzępione, z grzywką na oczach. Sięgały mu do obojczyków. Był wyższy ode mnie, ale nie dużo. Nie był zbyt chudy, ale też nie za gruby. Tak w sam raz. Oczy miał szare, które po szkole podkreślał czarną kredką. Ubierał się głownie na czarno i miał zawsze pomalowane na ten kolor paznokcie. Trzeba mu było przyznać, że był piękny. Wyglądał tak jak ja zawsze chciałem.
  Oni, ja i Madzia byliśmy bardzo wyśmiewani w szkole. Najbardziej obrywało się mi za bycie homoseksualnym. Nie rozumiałem ich zachowania. Nie powinno ich obchodzić kogo kocham.
  Po szkole zawsze szliśmy gdzieś razem, lub byłem u Dominika. Nie wiem czemu, ale żadne z nich go nie polubiło. Jednak nikt mnie nie przekonywał do swoich racji. Jak się potem okazało zrobiłem głupotę, bo miałem na oczach różowe okulary.
  Przez pierwszy miesiąc pod wyjścia ze szpitala byłem bardzo szczęśliwy. Nie przeszkadzało mi nawet wyzywanie innych. Kochałem Dominika, mama bardzo się zmieniła, miałem nowych przyjaciół. I wszystko się układało wspaniale, aż do tego deszczowego dnia. Był to piąty października.
  Po szkole miałem iść z Madzią do kina, ale się rozchorowała. Blue i Aleks mieli jechać do ojca. Postanowiłem więc, że odwiedzę Dominika. Zadzwoniłem do drzwi, ale nikt mi nie otworzył mimo, iż było słychać głośną muzykę. Pomyślałem, że jest w domu i pewnie nie słyszy. Nacisnąłem na klamkę i drzwi się otworzyły. Wszedłem po schodach do jego pokoju, zapukałem i wszedłem.
  Tego co tam zobaczyłem nigdy bym się nie spodziewał. Dominik nagi leżał z innym chłopakiem. W szoku przystanąłem, a w moich oczach pojawiły się łzy. Wtedy mnie zauważył, szybko się zerwał z łóżka ku zaskoczeniu swojego partnera. W tym momencie wybiegłem.
  Cały zapłakany pobiegłem w stronę domu.
 

środa, 13 lutego 2013

 Rozdział 10


 Obudziłem się w szpitalu. Całe ręce miałem podłączone do przeróżnej i irytującej aparatury. Chwilę potrwało zanim doszło do mnie dlaczego tu jestem. Moje ciało było pokryte opatrunkami, bandażami. Z ulgą przyjąłem, że brak gipsu, ale po całych sinych żebrach [byłem przykryty tylko do pasa] podejrzewałem, że są połamane. Bolało, ale zdecydowanie nie tak jak wtedy...
  Zacząłem się nagle zastanawiać co z Dominikiem, Madzią, a nawet z mamą. Ile tu już leżę?
  Nie musiałem długo czekać, aż do sali wszedł Doni. Na mój widok uśmiechnął się, ale jednocześnie miał łzy w oczach. Nic nie mówiąc podszedł do łóżka i objął dłońmi moją twarz. Skrzywiłem się, trochę zabolało.
-Przepraszam kochanie - od razu zareagował, a po jego policzkach zaczęły płynąc łzy.
-Czemu płaczesz?
-Gdybyś ty się widział... -spuścił głowę.
  W tym momencie, zrobiłem to co on zawsze, czyli podniosłem jego twarz. Zabolało mnie to, ale tak naprawdę to każdy ruch sprawiał mi ból.
-Nie możesz płakać, zrozumiano?
-Ale on mógł cię zabić! -wybuchnął i zaczął płakać jeszcze bardziej.
-Jestem tu i nic mi nie jest.
-Nic ci nie jest?! -
  Było widać, że nie potrafi się opanować, więc po prostu go przytuliłem. Musiałem zacisnąć zęby, żeby nie zawyć z bólu.
  W tej chwili do sali weszła mama. Była cała zapłakana. Podeszła do łóżka i położyła Dominikowi rękę na ramieniu, a drugą pogłaskała mnie po policzku.
-Dlaczego wy wszyscy płaczecie? Przestańcie! Nic mi nie jest! - nie powstrzymałem się i wybuchłem.
-On mógł cię zabić... -matce załamał się głos.
-Żyję!
-Twój ojciec nie.
-Że co?
- Po tym jak cię pobił poszedł i pijany wpadł pod koła samochodu -odpowiedziała, bez żadnych emocji w głosie.- Ja go chować na pewno nie będę. Niech to zrobi jego mamusia. Po tym co zrobił tobie, wręcz się z jego śmierci cieszę.
  Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. Nie było mi go szkoda. Po tym co robił mi i matce nienawidziłem go. Zaskoczyła mnie jej nagła odmiana.

*
  W szpitalu byłem jeszcze tydzień, czyli łącznie dziewięć dni, bo dwa byłem w śpiączce. Codziennie odwiedzał mnie Dominik z Madzią. Mama przeszła jakąś dziwną odmianę. Zaczęła się mną interesować.
  Rok szkolny już trwał, ale ja jeszcze iść nie mogłem przez przynajmniej osiem dni. Musiałem leżeć ze względu na żebra. Chyba zaczął się dla mnie nowy rozdział.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 9


  Rozmyślałem tak sobie o przeszłości jednocześnie kierując się do parku na spotkanie z Dominikiem. Przez ostatni rok troszkę się zaczęliśmy kłócić, ale przecież bez tego związek jest niemożliwy. Na razie nie mieliśmy jakichś poważniejszych kłótni i bardzo mnie to cieszyło. Ani nie lubiłem się kłócić, ani nie umiałem.
  Przystanąłem w umówionym miejscu. Czekałem może pięć minut, gdy objął mnie od tyłu i pocałował w kark. Momentalnie obróciłem się do niego przodem. 
-Witaj Miśku - wymruczał mi we włosy po czym ucałował mnie w usta, tym samym pozbawiając szansy przywitania się.
  Chwyciliśmy się za ręce i powolnym krokiem zaczęliśmy iść.
-To gdzie się kierujemy? - Powiedział po chwili.
-Przed siebie.
  Rozmawialiśmy o przyszłości. Jak to sobie wyobrażamy. Nie mogłem się doczekać kiedy zamieszkamy razem, ale na razie było to tylko gadanie. 
  Odprowadził mnie do domu około dwudziestej trzeciej. Chwilę staliśmy przed drzwiami. Byłem cały zestresowany, że nakryje nas ojciec, a to dobrze się by na pewno nie skończyło.
  Poczochrał moje włosy, delikatnie pocałował i odszedł. Jeszcze chwilę patrzyłem jak odchodzi choć wiem, że to akcja z tandetnych komedii romantycznych.
  Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do domu. Usłyszałem krzyki ojca więc jak najszybciej ulotniłem się do swojego pokoju.
  Nagle ojciec wparował z trzaskiem drzwi. Akurat stałem. Śmiejąc się popchnął mnie o ścianę tak, że bardzo mocno przywaliłem o nią głową. Okładał mnie pięściami, a ja nawet nie wiedziałem czym mu się znowu naraziłem. Następnie dostałem w szczękę, nos, brzuch. Przykucnąłem, skuliłem się i rękami zacząłem osłaniać głowę. Wtedy zaczął mnie kopać. Nagle poczułem, że z mojego nosa i wargi płynie krew, z oczu łzy. Nawet nie potrafię opisać tego bólu. Bił mnie często, ale nigdy nie, aż tak.
  Po jakimś czasie, który dla mnie ciągnął się w nieskończoność zaczął szarpać mnie za rękę i wywlókł z pokoju ciągnąc mnie po podłodze. Usłyszałem przeraźliwe krzyki matki. Otworzył drzwi i przeciągnął mnie po schodach w dół. Ledwie widzącymi od łez oczami zauważyłem, że moja koszulka była cała potargana.     
  Na dworze zdążyło zrobić się dużo zimniej i padał deszcz. Do okropnego bólu doszło jeszcze zimno. Matka nadal krzyczała, a on ciągle okładał mnie i kopał.
  Czułem się jakby upłynęły godziny. W końcu przestał i jakby nigdy nic, po prostu odszedł. Wtedy doskoczyła do mnie zapłakana matka, a ja zemdlałem, co było wybawieniem od bólu.
  

wtorek, 5 lutego 2013

  Rozdział 8



  Nigdy nie zapomnę początków kiedy starał się o mnie. Byłem wtedy w pierwszej klasie gimnazjum, a on w trzeciej. Już pierwszego dnia szkoły podszedł do mnie. Stałem wtedy z Madzią, oboje byliśmy przerażeni.
-Hej, pierwszoklasiści co? - zapytał nas.
  Byliśmy tak zaskoczeni, że żadne z nas nie było w stanie wykrztusić z siebie słowa.
-Ej, nie bójcie się. Ta szkoła tylko wydaje się taka straszna - wtedy zaczął się tak pięknie śmiać, że aż zaparło mi dech w piersi. - Jestem Dominik.
-Ja Madzia -odezwała się pierwsza i widząc, że ja zapomniałem języka w gębie postanowiła szybko odpowiedzieć za mnie. - A to jest Oliwier.
-Oh, jak ładnie. Od razu skojarzyło mi się z Oliver'em Sykes'em - uśmiechnął się słodko i nie potrafiłem przestać patrzeć się w jego piękne niebieskie jak niebo oczy.
-Bring Me The Horizon są świetni - wtedy odzyskałem swój język, ale nadal patrzyłem w mu oczy, mimo iż musiałem mocno zadzierać głowę do góry, bo przerastał mnie dużo ponad głowę.
-A jakże by inaczej - wtedy nauczyciele zaczęli wołać uczniów na salę gimnastyczną. - Niestety musimy iść. No cóż mam nadzieję, że spotkamy się jutro - po czym odszedł.
  Poszliśmy na salę gimnastyczną, potem do klasy. Nie słuchałem za bardzo co mówiła dyrektorka i wychowawczyni. Cały czas myślałem o Dominiku.
  Gdy wyszliśmy ze szkoły odezwała się Madzia.
-Fajny ten Dominik, co nie?
-Nie znamy go jeszcze za bardzo.
-Takie kity to wciskaj sobie komuś innemu. Za bardzo dobrze cię znam kochaniutki - uśmiechnęła się uroczo. - Widzę, że ci się spodobał.
-Ze co?
-Znam cię chyba od zawsze. Kocham cię jak brata. Nikt nie zna cię tak dobrze jak ja. I tak uważam, że masz zadatki na homoseksualistę. No i widziałam, jak na niego patrzyłeś, w dodatku cały czas o nim myślałeś.
-Skąd ty to wiesz?
-Już ci powiedziałam. Dobrze cię znam.
-Spostrzegawcza to ty jesteś.
-Ja? Na ogól nie zwracam uwagi co się dzieje dookoła mnie i ty już dobrze o tym wiesz, ale kocham cię, jesteś dla mnie najważniejszy i widzę takie rzeczy. Od dawna tak mi się wydaje, oczywiście możesz mnie za to zjebać, ale tak mi sie wydaje po prostu, no... - nagle jakby usłyszała sama co mówi speszyła się. - Przepraszam nie powinnam sie wtrącać. Nie jestem wszechwiedząca.
-Ale kiedy masz rację.
-Na prawdę?
  Po tym jak zapytała usłyszeliśmy za sobą wołanie. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć kto to jest.
-Zaczekajcie! - był to Dominik.
  Zatrzymaliśmy się i poczekaliśmy, aż do nas dobiegnie.
-Macie może czas? Przejdziemy się? -zapytał ledwie do nas dotarł.
-Ja nie mogę - odpowiedział Magda, ale odniosłem wrażenie, że zrobiła to celowo. Jak się okazało później tak właśnie było.
-Szkoda. A ty Oliwier?
-W sumie to mam czas... - odpowiedziałem zawstydzony.
-To ja się żegnam - powiedziała, po czym przytuliła mnie i odeszła. Zawołała jeszcze "Pa!"
  Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Madzia miała racje, spodobał mi się i to cholernie. Nie jestem w stanie odpisać co wyprawiał wtedy mój żołądek.
-To może pójdziemy do mnie? - zapytał przerywając ciszę.
-Dobra.
  Dalej szliśmy w milczeniu. Najwyraźniej nie tylko ja byłem wstydliwy.
  Po kilkunastu minutach doszliśmy do jego domu, wtedy nie zwróciłem uwagi nawet na niego, czy wygląd pomieszczeń. Jedyne o czym potrafiłem myśleć, to jego osoba i to czy się nie zbłaźnię.
  Gdy byliśmy już w jego pokoju usiedliśmy na tapczanie. Przez długi czas rozmawialiśmy o Bring Me The Horizon, Asking Alexandrii i zapoznał mnie z nowym zespołem: Suicide Silence. Lubił metalcore i deathcore więc nasza konwersacja głównie opierała się na tym. Bardzo miło mi się z nim gawędziło. Po jakimś czasie postanowiłem go o coś spytać.
-Dlaczego zagadałeś do mnie i Madzi?
-Eh, trudne pytanie... Madzia zaintrygowała mnie swoim wyglądem... - przerwał i juz myślałem, że nie skończy. Zrobiło mi się przykro. To ona mu się spodobała, a ja głupi myślałem, że.... - ale to tak na prawdę z twojego powodu podszedłem.
  Po tym jak skończył swoją wypowiedź, nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Spuściłem głowę. Miałem wtedy włosy długie prawie do ramienia i krótsze kosmyki opadły mi na twarz. On jak to do dzisiaj ma w zwyczaju palcem podniósł moją brodę, a włosy odgarnął i schował mi za uszy. 
  Wszystko potoczyło się potem szybko. Popatrzyliśmy sobie w oczy, a chwilę później zbliżył do mnie swoją twarz i delikatnie pocałował tak jakby dawał mi szanse na wyrwanie mu się, ale ja wcale nie chciałem tego robić.
  Wyczuwszy to, że nie zamierzam się odwrócić, pocałował mnie mocniej. Z większą pasją. Gdy się od siebie oderwaliśmy długo siedzieliśmy przytuleni do siebie nic nie mówiąc.
  Od tego czasu byliśmy praktycznie nierozłączni. No oczywiście po za szkołą, bo ukrywaliśmy się, więc od razu po szkole szliśmy do niego. Z Madzią oczywiście też się widywałem, często razem z Dominikiem.
  Powoli zakochiwaliśmy się w sobie.



Przepraszam, że do takie romansidło, ale obiecuję, że się rozwinie. Bądźcie cierpliwi!