środa, 27 marca 2013

Przepraszam za utrudnienia. Aleks- Damian. Zmieniłam imię :)

Rozdział 13

  Zbliżały się święta (czytaj: czas sztucznych uśmiechów i udawania szczęścia). Mimo upływu czasu nadal nie potrafiłem pogodzić się z tym jak potraktował mnie Dominik. Tak bardzo mnie skrzywdził, a ja nadal go kochałem, tęskniłem i nie umiałem sobie poradzić. Większość moich myśli dotyczyła jego. Starał się. Ciągle dzwonił, pisał, przychodził. Ja nie miałem jednak ochoty na spotkania z nim, czy jakikolwiek kontakt. Rany były zbyt świeże i bałem się, że gdy tylko go zobaczę to rozpadnę się na kawałeczki. Mama się uspokoiła i już mnie tak nie kontrowała. Niby się cieszyłem, ale... jej błąd.
  Zacząłem się ciąć. Był to przypadek. Szukałem czegoś w kuchni i natknąłem się na żyletkę. Wziąłem ja ze sobą, a wieczorem naszła mnie głupia myśl, którą zrealizowałem. Dwadzieścia trzy delikatne kreski. Więcej niż to trzydziestu jak na razie nie doszedłem. Miałem nadzieję, że nie będzie gorzej, choć w sumie pomagało. Przyjaciele nic nie wiedzieli nie chciałem ich martwić. Sami się w końcu i tak mieli dowiedzieć.
 

*

  Luty. Patrzę przez okno i śnieg ciągle pada. Spoglądam na rękę i krew cieknie. Nikt na dal nie wie. Nie odważyłem się nikomu tego powiedzieć, a teraz dochodzę nawet do stu trzydziestu na raz. Znów zerkam na rękę. Te na pewno ktoś zobaczy, bo dotychczas ciąłem nogi. Bałem się, ale sam sobie zgotowałem ten los.
  Nazajutrz w drodze powrotnej ze szkoły spotkałem Dominika.
-Oliwier, proszę porozmawiajmy.
-Nie. 
  Poszedłem dalej, a on za mną. Może miał nadzieję, że się rozmyślę. Całą drogę do domu płakałem i niczego tam bardzo nie chciałem jak w końcu się w nim znaleźć. Ewentualnie, żeby przestał za mną iść.
  Prawie biegłem, gdy wszedłem szybko zatrzasnąłem za sobą drzwi i nie zdejmując nawet butów, czy kurtki z siebie położyłem się na łóżku i zacząłem płakać dużo bardziej niż wcześniej. Miałem ochotę chwycić żyletkę, ale wiem, że nie mogłem. Mama była w domu, w każdej chwili mogła wejść, a Damian miał dzisiaj przyjść.
  Nie byłem w stanie się ogarnąć. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju, poczułem jak siada na łóżku, potem jak głaszcze mnie po włosach i po policzku. Przez łzy zobaczyłem, że to Damian, który palcem mi je ściera. Podał mi chusteczki, a ja wytarłem noc. Gdy już siedziałem czule mnie przytulił. Gdy zaczął mi szeptać do ucha, że "wszystko będzie dobrze" poczułem się jak małe zagubione dziecko. Nie chciałem, aby wypuszczał mnie ze swoich objęć.
-Co się stało? - Po dłuższym czasie spytał.
-Spotkałem dzisiaj Dominika - głos mi się załamał.
  Nie zdarzył zareagować na to co powiedziałam, gdy nagle zobaczył moje ręce. Nawet nie zauważyłem kiedy podwinął mi się rękaw bluzy.
-Co to jest?! - Prawie krzyknął jednocześnie chwytając gwałtowanie moją rękę.
-Nie ważne - zdołałem odpowiedzieć, choć zapewne nawet to tak nie brzmiało.
-Co ty wyprawiasz? Będziesz się krzywdził przez jakiegoś idiotę, który na ciebie nie zasługuje? - Prawie płakał.- Kochany nie rób tego. Jest tyle osób dla, których jesteś na prawdę ważny. Dlaczego to robisz? Proszę... - nie był w stanie dokończyć, łzy pociekły mu po policzkach.
  Tym razem to ja go przytuliłem. Myślałem w tamtej chwili: jak ja mogłem go tak  w ten sposób skrzywdzić?

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 12

  Dobiegałem już do domu, nawet nie pamiętam jak. W pewnej chwili się wywróciłem. Nie wstałem tylko zacząłem płakać, wręcz wyć z bólu. Padał deszcz, lecz ja nie czułem zimna. Potrafiłem skupić się tylko na swoim cierpieniu.
  Po chwili znalazł mnie tam Dominik. Widziałem w jego oczach łzy. Podniósł mnie, po czym ja mu się wyrwałem i pobiegłem do domu. Drzwi były otwarte, więc wparowałem z trzaskiem i od razu zatrzasnąłem je na klucz. Skierowałem się od razu do kuchni, po czym przekopałem wszystkie szafki. Wziąłem do reki nóż i zacząłem ciąć swe nadgarstki.
  Nie myślałem o bólu, nawet go nie czułem. Chciałem zniknąć. Na zawsze.
 
 
*

  Obudziłem się w szpitalu, cały podłączony do przeróżnej aparatury. Zauważyłem mamę za szybą. W tym momencie ona dostrzegła, że się na nią patrzę. Popłakała się i odeszła. Po chwili do sali, na której leżałem przyszedł lekarz. Mówił coś do mnie, ale nie rozróżniałem słów, a myśli mi się plątały.
  Leżałem cały otępiały przez kilka dni. Tak mi się przynajmniej wydawało, czas mi się dłużył. Nie potrafiłem nawet za bardzo myśleć. Stworzyłem sobie mechanizm obronny, by nie zapaść się w sobie, gdy do końca wszystko do mnie dotrze.
  Ostatecznie nie wiem ile czasu spędziłem w szpitalu. Chcieli umieścić mnie w szpitalu psychiatrycznym, ale mama tak protestowała, że ostatecznie miałem mieć tylko wizyty u psychiatry. Codziennie, jeśli weekendów nie liczyć.
*

  Minął miesiąc. Otępiałość ciągle mi towarzyszyła. Zdarzało się, że znikały mi całe dni z pamięci. Do szkoły nie chodziłem i na razie nie zamierzałem. Nie byłem w stanie. 
  Madzia, Aleks, i Blue przychodzili wielokrotnie, ale zawsze bez skutku. Siedzieli przy mnie, usiłowali rozmawiać, ale nic z tego nie wychodziło. Tak samo z tym psychiatrą. Prawie wcale się nie odzywałem. Stwierdził u mnie depresję, ale ameryki to on nie odkrył. Na terapię przestałem chodzić, iż uznał, że on mi nie pomorze jeśli sam nie będę chciał współpracować. Przepisał mi asentra i kazał przychodzić, gdy tylko tabletki mi się skończą.
  Najbardziej bolało to mamę. Pilnowała, abym brał pigułki, ale gdy tylko udałem, że je połknąłem to szedłem do swojego pokoju i je wypluwałem. Czułem po nich dziwną wesołkowatość, która działała mi na nerwy. To już wolałem wiecznie czuć ból i pustkę w sercu. W nocy ciągle wchodziła mi do pokoju, aby sprawdzić, czy sobie czegoś przypadkiem nie zrobiłem. W jej oczach ciągle był ogromny smutek, a we mnie poczucie winy, że tak ja krzywdziłem.